Zanim skończyłem o tym myśleć zadzwonił telefon – w słuchawce Mietek rzuca słowa, które mrożą krew w żyłach: „Jacek, szybko przyjedź! Mamy problem!”. „Co?!?!” „Mieliśmy wypadek. Ronnie leży cały we krwi. Oflis się oberwał. Przyjedź szybko!”. Dojechałem szybciej, niż trwała rozmowa. Ronnie leżał pod maszyną – wyglądał tragicznie, a widok miejsca zmroził mnie. Mietek referował z szybkością karabinu: oflis złamał się, spadł na Ronniego –najprawdopodobniej połamane nogi i rozcięty brzuch. Byłem w szoku, rzadko staję nie wiedząc co robić. Popatrzyłem na Ronniego i łzy stanęły mi w oczach. Lubię tego chłopaka. Pracuje dla mnie już 11 lat. Niedawno został dziadkiem. To on jest odpowiedzialny za klasyfikację bloków i szukanie w nich wad – jest dobry i ufam mu – on de facto decyduje co pojedzie do Polski, a co zostanie na rynek lokalny. Krew była wszędzie. Wydawało się, że nawet z ust i nosa leciała. Na ciemnej skórze trudniej wypatrzeć ranę, nie widać skąd krew – odczucie tego wypadku było olbrzymie i tragiczne.
Ronnie wyglądał tak źle, że nie byłem w stanie do niego podejść. Wszystko stawało mi w gardle. Baliśmy się go nawet ruszyć, bo nie wiadomo co z kręgosłupem. Dzwonię po Rudiego i Ebena, wzywamy kartkę. Po 5 minutach chłopaki się pojawili, a chwilę po nich karetka z ratownikami. Ratownicy zaczęli się zajmować Ronniem, a w tym czasie my zaczęliśmy ogarniać papiery, biurokracji od groma. Dziś sobota – w poniedziałek na pewno będzie tu DMR (departament górnictwa)! Ratownicy podają kroplówkę i morfinę, szykują Ronniego do przeniesienia go na nosze. Wtedy pierwsza ulga: poruszył stopami. Podszedłem do niego, gdy był w kartce. Ronnie rzekł: „Boss! How are you?”. Mimowolnie uśmiechnąłem się: „Fine. What about you?” – „Not bad. Monday. I will be at work!” Wróciła nadzieja – wyjdzie z tego! Pojechaliśmy za karetką do szpitala. Okazało się, że krew pochodziła z rozciętej brwi, reszta twarzy była cała. Nogi też całe nie licząc naderwanego ścięgna. I brzuch cały, choć mocno poobijany. Kamień spadł z serca. Ronnie jest cały, przy odrobinie szczęścia za tydzień wyjdzie ze szpitala. Teraz tylko czekać, jak kochani urzędnicy rzucą mi się do gardła! W poniedziałek miałem jeszcze „wolne” – zaczęło się we wtorek. Opis zdarzenia był prosty: pracownik – wbrew instrukcjom – odchylał breżką oflis od bloka stojąc po niewłaściwej stronie.
Samo życie. Jak coś zrobisz sto razy i nic się nie dzieje, to czemu za 101 ma coś się stać? Niestety, 101 raz padł na Ronniego. Każdy, kto pracuję z kamieniem wie, że sztychy czy wewnętrzne pęknięcia są naturalną rzeczą. A tylko głupi wierzy, że nigdy nic się nie stanie. DMR zaakceptował moja wersje wydarzeń, ale zalecił zatrzymanie linek i suwnicy do czasu skończenia dochodzenia. „Że co?! @$#%&* Mam deadline. Ponad 1000 ton ma trafić na statek, który nie będzie czekał. Chyba was po%#@!” oczywiście nie powiedziałem tego na głos. Ale tu jest Afryka – każdy coś chce, prawda? Ja chcę, żeby maszyny pracowały, a oni potrzebują zaspokoić „głód”. W środę było już po kontroli, a maszyny wznowiły produkcję.
W środę dostaliśmy też wiadomość, że Ronniego można odebrać ze szpitala. Mietek bez zastanowienia wsiadł w auto i pojechał po niego. Ronnie był już na nogach, od wtorku poruszał się o kulach. Zawieźliśmy go do domu. W sumie, jeśli mam być szczery, do budy. Bo tam, gdzie mieszka to domem trudno nazwać. To temat na inne opowiadanie w jak fatalnych warunkach tutaj ludzie żyją. Rząd ma ich daleko w poważaniu, nic z tym nie robi, a ludzie starają się jak mogą. My się śmiejemy, że kochany rząd każe nam zbierać chrust, żeby ogrzać domy zimą, ale w RPA – czy nawet w całej Afryce – jest to na porządku dziennym. Przez całą zimę kobiety, matki z dziećmi zbierają drewno na opał. Nasza kopalnia leży blisko Oukasie – to jedno z afrykańskich Location, gdzie biedni i najniższe warstwy społeczne próbują sobie ułożyć życie. Oficjalnie w RPA żyje około 60 milionów ludzi, nie oficjalnie mówi się o 100 milionach. Takie Location niestety są sobie pozostawione same sobie, więc to co tam się dzieje tam, lepiej niech zostanie tam. Mietek dojeżdża drogą do domu Ronniego – znaczy ścieżką, która może maksymalnie pomieścić jedno auto. Po lewej są zabudowania, a po prawej rzeka – znaczy ściek, do którego trafia wszystko z domów i nie tylko. Mietek ma tylko jedną myśl w głowie: jak najszybciej opuścić to miejsce! To nie jest miejsce dla Białych, nawet za dnia. Zostawia Ronniego pod domem i wraca przez całe Location pod baczną obserwacją Czarnych starając się nie prowokować nikogo najmniejszym gestem. A nasz poszkodowany musi tam żyć i mierzyć się z tym światem sam! Po powrocie Mietek tylko stwierdził, że lepiej było mu na pewno w szpitalu, gdzie jest normalne łóżko, prąd, toaleta czy bieżąca woda. Niby takie podstawy, ale jednak robią różnice. Odpowiedziałem tylko: „Świata nie zmienisz”. Żyć trzeba dalej, my mamy swoje życie, swoje problemy, a oni swoje. Niby prosta historia – jak wiele, które każdy z nas przeżył – ale jedno sobie uświadomiłem. Jak by nie patrzeć trochę z tymi ludźmi z kopalni w RPA jestem związany. Kiedy coś złego się stanie ludzki odruch jest prosty: chce się pomóc, wyciągnąć pomocną dłoń. I druga refleksja: czy kiedykolwiek zadziała to w drugą stronę?
Oby nie musiało! TIA!.