loader image

TIA cz.9
Generalny-genialny menadżer

Na pewno ciekawi Was, skąd wzięliśmy się w RPA – jak to było, kto nas wprowadził i kto z Zenonem za- czął to wszystko. Zwłaszcza, że w Afryce jesteśmy od 2011 roku, a ja zacząłem regularnie tam latać dopiero od 2014 roku! Tak, mieliśmy tam swojego człowieka. Polaka, który od początku był w RPA z Zenonem i ze mną. Nazwijmy go GM – oczywiście nie jest prawdziwym General Menager, tylko naszym polskim genialnym menadżerem.

Zacznijmy – jak zwykle – od początku. GM towarzy- szył Zenonowi w RPA jako tłumacz i z tej roli wywią- zywał się rewelacyjnie. Jak to Zenon mówił: „masz być moimi oczami i uszami w tym kraju, obcym kra- ju”. Początki faktycznie takie były – Zenon i GM wręcz przesiąkali sobą nawzajem. Jak pewnie pamiętacie z poprzednich odcinków, Zenon na początku budowy kopalni latał system „miesiąc w Polsce – miesiąc na Czarnym Lądzie”. W Polsce zostawił mnie, a ja starałem się trzymać wszystko w rydzach – chociaż to były moje początki na firmie oraz w prawdziwym życiu – dla każdego to była szkoła życia! GM miał tłu- maczyć, miał zajmować się biurokracją, która, czy w Polsce czy w RPA, jest skomplikowana: kupno konce- sji, kupno ziemi, zakup nowego sprzętu czy po prostu rozmowy z pracownikami. Ktoś to musiał robić, a w końcu Zenon zatrudniał wtedy już 40 osób. Wypłaty, sposób naliczania godzin pracy – sami dobrze wie- cie, że w Polsce jest to skomplikowane, a tym bardziej dla obcokrajowca w obcym, nieprzewidywalnym kraju. Nie mówię, że GM podejmował decyzję – on to tłumaczył – decyzję podejmował Zenon. W sumie tak jest do dzisiaj. Zenon podejmuje decyzje, tylko teraz ma oparcie we mnie i zdjąłem z niego część ciężaru prowadzenia firmy w RPA.

Wrócimy do naszego GM. Żył w RPA od lat 80. XX wieku, czyli, jak wiecie z historii, od czasów Aparthe- idu. Poznał dwa oblicza Afryki: stary i nowy, ten zły i ten z normalnych czasów. Trzeba przyznać, że miał wiedzę o tym kraju i łatwość poruszania się po nim. My do RPA lataliśmy na zmianę, GM tam był – na Czarnym Lądzie spędzał ponad 10 miesięcy w roku. Ale taki był układ miedzy Zenonem a nim i wszystko szło dobrze.

Nawet w najlepszych i najbardziej idealnych małżeń- stwach pojawia się skaza. Pojawiła się i tu!

Z czasem Zenon nie musiał polegać wyłącznie na tłumaczeniach GM – coraz częściej zaczął mnie do tego wykorzystywać przy okazji wprowadzając w coraz trudniejsze tematy firmowe. Moja znajo- mość języka angielskiego szybko osiągnęła poziom płynnego posługiwania się w mowie i piśmie. Nasz GM powoli zaczął być odsuwany na głównych spraw firmowych. Nie był to jeszcze ten impuls do zmiany nastawienia do nas jako szefostwa, ale wydaje mi się, że to był początek wydarzeń, których apogeum nastąpiło w 2020 roku.

Brak wiedzy fachowej naszego GM na temat granitu i, co za tym idzie, zadawane przez niego pytania krążą do dziś po kopalni jako legendy. Przykład? Stojąc pod biurem i patrząc na wyjeżdżające tiry załadowane 20-tonowymi blokami GM, po 4 laty pracy dla nas w RPA, pyta: „Chłopaki, na czym wy robicie pieniądze skoro nic nie sprzedajemy?”. „Jaja sobie robisz?!” – to jedyna reakcja jaką możliwa sobie wyobrazić w takiej sytuacji. „No nie. Gdzie są klienci?” Nasze osłupienie rośnie: „Widzisz te bloki na tirach? One jadą do Polski, gdzie potniemy je na płyty i sprzedamy dalej do ka- mieniarzy i hurtowni po kraju.” Odpowiedź powaliła: „No w sumie coś mi nie pasowało, że te auta często jeżdżą do portu”. Wtedy zrozumieliśmy, że ten prawie 60-letni gościu niech lepiej robi to, co potrafi najlepiej: tłumaczy i gra w tenisa. Nie przeszkadzała nam jego niewiedza ani brak chęci do nauki nowego, dopóki nie zaczął działać na złość i premedytacją przeciw naszym ludzom.

Przyjazd Mietka do RPA zmienił bardzo dużo. Poja- wił się nowy człowiek, który jest inżynierem, i do tego bardzo pracowity. Wcześniej budował z Zenonem w Polsce kamieniarstwo, a teraz zaczynał budować z nami tu w RPA nowy zakład. Mietek przeszedł bardzo podobno drogę w RPA jak ja, tylko jego cele i zadania były inne. Dodatkowo jego pobyty w RPA przeplatały się z naszymi – Zenona i moimi – naj- pierw żeby się oswoić z nowym miejscem, potem żeby nieobecność kogokolwiek z Polski na Czarnym Lądzie była jak najkrótsza.

Bywało, że Mietek spędzał w Brits nawet po 4 tygo- dnie. Z początku stosunek naszego GM do Mietka był neutralny. Z czasem pojawiła się zazdrość i poczucie, że Mietek zabierze mu jego przywileje w naszej firmie. Wszystko narastało do momentu, gdy GM postanowił Mietka odstrzelić z RPA. Zaczęło się niewinnie. Zaczął Mietkowi wydzielać pieniądze. Wydzielać to niewła- ściwe słowo, ale nie wiem jak inaczej nazwać 30 zł na tydzień na jedzenie dla człowieka, który ma budować nowy zakład. Tak, w RPA jest taniej, ale nasza zasa- da jest prosta: w RPA każdy z nas ma czuć się jak w domu – jeśli ma ochotę zjeść dobry obiad, to ma taki dostać, ma ochotę napić się piwa w weekend, to idzie po piwo. Moja reakcja była bardzo prosta i szybka: do firmowej karty kredytowej ma dostęp tylko ktoś z Pol- ski: ja, Mietek albo Zenon. Ziarno niepewności zostało zasiane. Jedna i druga strona wiedziała, że teraz będzie inaczej. Jak później się okazało ten prosty zabieg obni- żył znacząco koszty użytkowania karty, bo na koncie przestały się pojawiać dziwne transakcje.

Punktem zwrotnym był wypadek w RPA. Mietek wymieniał paski klinowe na monolince, był odwró- cony plecami do kół silnika i nie wiedział, że ktoś przy nich poprawia paski. Zaczął obracać koła, które poruszyły drugą stronę: palec Rediego zakli- nował się w maszynie i na nieszczęście go stracił. Wypadek przy pracy – powiecie oczywiście – tylko, że Mietek nie jest zatrudniony w RPA, a w Polsce, i był tylko oddelegowany do nadzorowania maszyn w RPA. Więc w tej sytuacji prawo różnie może być interpretowane. Niestety nasz GM stworzył notkę, z której wynikało, że to była Mietka wina i on w 100 % za to odpowiada. To pociągnęło za sobą sporo konsekwencji wobec nas jako szefostwa i wobec firmy. Z czasem jakoś sprawy wyprostowaliśmy i funkcjonowaliśmy dalej. GM już wtedy knuł plan, który poznaliśmy dopiero rok później. A my niestety przegapiliśmy jeden, ale bardzo ważny, moment: GM osiągnął wiek przedemerytalny i był nie do ru- szenia z firmy – chyba, że mielibyśmy jakieś haki na niego. Ewidentnie zaczął przeszkadzać w działal- ności firmy i coraz częściej wiele rzeczy zaczął robić na złość. A my, niestety, mieliśmy związane ręce przez jego wiek przedemerytalny. To raz. A dwa, że właśnie rozpoczynała się pandemia Covid-19.

W marcu 2020 roku byliśmy w RPA we trzech: Zenon, Mietek i ja. Po wprowadzeniu lockdownu w Polsce i zamknięciu granic podjęliśmy decyzje o jak najszybszym powrocie do domu. Jak dobrze wiecie z poprzednich odcinków, do RPA wróciliśmy dopiero po 7 miesiącach. Był październik. RPA zastaliśmy w opłakanym stanie. Zrobiłem podsu- mowanie finansów i pokazałem w firmie o ile mu- siałem zwiększyć nakłady na jej prowadzenie, a o ile spadło wydobycie. Zaproponowałem obiżenie pensji zarządu w RPA o 20% – wszyscy się zgodzili prócz jednej osoby: naszego GM, który tak to pod- sumował: „Ciężko pracowaliśmy i nam się to należy. Więc ja się nie zgadzam na obniżenie pensji.” „Już to gdzieś słyszałem – pomyślałem, – ale każdy ma prawo do własnego znania. Jednak udowodnię ci, że nie masz racji.” Przez trzy miesiące, we trzech, zrobiliśmy rewelacyjną robotę pokazując jak może wyglądać praca na kopalni pomimo pandemicznych obostrzeń. W październiku i listopadzie pracowałem tam z Mietkiem. Później Mietek poleciał z Zenonem i zostali tam do 20 grudnia 2020 roku.

„Zostali do 20 grudnia” to nie do końca dobrze po- wiedziane. Nasz GM zawiadamia urząd imigracyjny. 11 grudnia na kopalnie wjeżdżają trzy kabaryny i dwa radiowozy – po kopalni rozbiega się mnóstwo mundurowych, wszyscy z długą bronią. Ich celem jest Zenon i Mietek. Ja jestem wtedy w Polsce, a oni trafiają do aresztu. Świat się dla mnie zatrzymuje: chłopaki bez znajomości języka, bez paszportów, trafiają do więzienia…

TIA…

Podobne artykuły