W RPA można polować w miesiącach, w którym nie ma litery „r” w nazwie – kiedy jest April, to jest zakaz polowań, ale gdy jest May, to można jechać i strzelać. Bar Ebena z trofeami robi wrażenie: od pospolitych zebr i impal po żyrafę i lwa. Oczywiście w wielu z was odezwie się duch potępienia wobec taki praktyk, ale pamiętajmy, że jesteśmy w RPA i polowanie (nie kłusownictwo) jest dla nich czymś takim, jak dla Polaków łowienie ryb czy zbieraniem znaczków. Dzieci od najmłodszych lat uczą się strzelać z broni palnej i zdobywają odpowiednie pozwolenia w bar- dzo młodym wieku, a strzelnic w RPA jest chyba tyle co monopolowych w Polsce!
Jednak wrócimy do Eben i kopalni. Rok 2014. Jak pa- miętacie dostaje od Zenona carte blanche i szybko spłaca ten dług zaufania. Eben podejmuje decyzję, która dla nas jest niezgodna z logiką pracy w kamieniołomie, jednak produkcja rusza z kopyta.
Powodem jest nasze szufladkowe myślenie o wy- dobyciu i nawyki z Polski – w Polsce idziemy za materiałem w dół i schodzimy coraz głębiej. Nie da się ominąć monolitu, nie da się porzucić miejsca wydobycia i zacząć gdzieś indziej. W Afryce zanim zrobisz dołek, rozbierasz górę. Albo – jak to woli góry – bo tych miejsc do wydobycia jest sporo i nim dojedziemy do monolitu, musimy rozbrać bouldery – ogromne skalne jaja. Eben otworzył nam oczy na inny spojrzenie na eksploatację granitu. Wśród boulderów czuł się jak ryba w wodzie i pomógł po- rzucić nawyki z Polski.
W niespełna dwa lata z jednej dziury, w której tak naprawdę się dusiliśmy, pomógł nam otworzyć trzy kolejne góry – Monkey Mountian, 2nd section i 3rd section. Poszła za tym większa produkcja. Zminiło się też uziarnienie materiału i jego barwa. Każda góra ma swój odcień i indywidualne uziarnienie. Przy czym historie, że materiał od strony bardziej nasłonecznionej jest jaśniejszy od tego materiału po stronie cienia, można włożyć między bajki. Na- słonecznienie nie ma to żadnego wpływu, ponieważ skorupa na zdrowym materiale (tzw. scumba), jest na tyle gruba, że nie przepuszcza światła i zapewnia, że materiał jest czysty i zdrowy.
Wszystko, co dobre, ma swój początek i koniec. Tak było również z Ebenem. Na początku był ten blask i ta energia. Oczywiście po zwiększeniu pro- dukcji rozpoczęły się rozmowy na temat podwyżki wynagrodzenia – po negocjacjach spotkaliśmy się w rozsądnym miejscu i to był dla Ebena kolejny bodziec do większego zaangażowania. Dziś muszę przyznać, że to trochę nas to uśpiło, ale jak to Ze- non mawia: „wartość pracownika poznajesz po tym, ile odpowiedzialności z ciebie ściąga”. Eben był bardzo wartościowym pracownikiem. Lataliśmy oczywiście do RPA, doglądaliśmy kopalnię, ale wiele spraw toczyło się bez nas lub z naszym minimalnym udziałem. Mogliśmy wtedy się skupić na odpaleniu projektu Zenon Granite i wprowadzać w temat AfrykiMietka…
Można mieć do Ebena sporo pretensji o podejście do czarnych, ale trzeba być tu, na miejscu, by zro- zumieć mentalność tych ludzi. To nie są wakacje, w czasie których twój kontakt z czarnymi da się ograniczyć do zależności gość – obsługa w hotelu. Pracując z taką społecznością musisz się mierzyć z czyś więcej niż tylko nienawiść – dzisiaj w RPA zachodzi odwrócony apartheid.
Pewnego razu jadąc z Ebenem do Johannesburga, natrafiliśmy na ogromne korki na autostradzie. Eben postanowił ominąć je przebijając się przez centrum miasta. Jednak to, czego tam doświadczyłem zmieniło też i moje podejście do życia w RPA. Każ- dy może sobie zadać pytanie, jak sobie wyobraża centrum metropolii liczącej parę milionów ludzi. Też miałem swoje wyobrażenia, ale po przejechaniu tych dwóch kilometrów świat dla mnie lekko zwolnił.
Wjechaliśmy w ulicę jednokierunkową i Eben po- wiedział: „To było kiedyś centrum Johannesburga, zobacz jak teraz wygląda.” Zobaczyłem ulicę po dwóch stronach zastawioną zaparkowanymi sa- mochodami tak ciasno, że nie ma możliwości wy- przedzenia auta przed tobą. Jedziesz w ślimaczym tempie i modlisz się, żeby jak najszybciej stamtąd wyjechać. Stragany z ulicznym żarciem smażone na rozpadających się braaiach, policjanci zajęci rozmo- wami z prostytutkami, wszech obecny brud i smród, nie mówiąc już o ćpunach i ich strzykawkach le- żących przy krawężnikach. Kiedy zbierałem myśli czując jak pot ze strachu spływa mi po plecach, usłyszałem jak blisko mnie ktoś przeładowuje broń. Ten charakterystyczny dźwięk kojarzy się najczę- ściej z filmów akcji, więc obracam głowę w prawo (w RPA ruch jest lewostronny, więc kierowca jest po mojej prawej stronie) – Eben jedną ręką już trzyma kierownicę, a drugą sięga za fotel kierowcy po dru- gi magazynek do pistoletu, który leży między jego kolanami.
Mówię do siebie: „Co ja tu, k…, robię?! Przecież jak zacznie, nie daj Bóg, strzelać, to tu będzie piekło!” Wtedy słyszę jego głos: „Jeszcze 1000 metrów i wy-jedziemy stąd.” Super! Jeszcze tylko 1000 metrów. Czuje jak do auta wlewa się ten zapach ulicy. Mam wrażenie, że HIV i wrogość unosi się w powietrzu. I wystarczy jedna zapałka, żeby to wszystko odpa- lić. Jeszcze auto Ebena: Jeep Wrangler żółty jak odwłok osy… W pewnym momencie jeden z czar- nych, który przechodził obok, uderzył ręką w maskę samochodu. Eben wyciągnął broń z pomiędzy nóg i głośno powiedział: „F… off!” Czas się zatrzymał, a ja marzyłem już tylko o opuszczeniu tego miejsca jak najszybciej.
Kiedy w końcu wróciliśmy na autostradę Eben po- wiedział: „Widziałeś jak to miejsce wygląda? Do cze- go czarni to doprowadzili? Kiedy byłem mały, wy-chowywałem się na tych ulicach. Johannesburg czy Pretoria to były piękne miejsca. Po ulicach mogłeś chodzić nawet po północy i wiedziałeś, że nic ci się nie stanie. Miałem może 16-17 lat, ale wiedziałem, co mogę, a czego nie mogę zrobić na tych ulicach. Dzisiaj po 18-tej bał bym się nawet tędy przejechać, a co dopiero córkę lub syna puścić bez opieki. Świat się zmienił i dzisiaj oni myślą, że tu rządzą. Ale oni tylko jadą na wózku, którym zbudowano im lata temu. Tylko że torowisko niestety powoli się kończy!”
Krótka historia, ale zrozumiałem, co miał na myśli i co chciał mi przekazać. To był kiedyś jego świat i żal mu, że dzisiaj wygląda tak, jak wygląda.
Wrócimy do kopalni. W roku 2017, na przełomie stycznia i lutego, z Zenonem zaczęliśmy zauważać, że w Ebenie coś zaczyna się zmieniać. Nie ma już w nim takiego blasku, znikło to „coś”, co widzieliśmy rok wcześniej. Na kopalni i w naszych relacjach było widać, że coś właśnie się kończy. W takim klinczu wytrzymaliśmy do Świąt Wielkanocnych i pod ko- niec kwietnia zamknęliśmy pierwszy rozdział pracy z Ebenem. Zapytacie o co poszło? Jak nie wiesz, o co chodzi, to chodzi o kasę: dostał lepszą ofertę pra- cy od swojego wcześniejszego pracodawcy Franko. Przejęła go dość duża firma, producent płyt granito-wych, który też ma swoje kopalnie. Eben dostał pro- pozycję poprowadzenia jednej z kopalni. Jak później się okaże, Eben trafił z deszczu pod rynnę i po czasie okaże się, że Franko wmanewruje go w nie małe kłopoty. To jednak dalsza część historii, którą przeżyliśmy razem, bo Eben zaliczy powrót i znowu będziemy razem pracować na jednej kopalni.
Wtedy, niestety, zostaliśmy z Zenonem sami na palcu boju: z czarnymi, produkcją, DMR-em czy trupami, które z czasem zaczęły wypadać z szafy. Ale mamy 2021 rok. Dalej jesteśmy w RPA i prężnie działamy. Lata bez Ebena były ciężkie, ale w sumie następna historia opowie wam o tym, co nas czeka- ło i jak trzeba było się zachować, żeby to ogarnąć i pójść do przodu! Jak to mówią: TIA!